czwartek, 5 października 2017

Dlaczego Piłsudski ?

Na temat odrodzenia polskiej państwowości w 1918 roku, znaczenia Listopada (celowo pisanego wielką literą) czy też roli Józefa Piłsudskiego w procesie odzyskiwania przez Polskę niepodległości, wylano już morze atramentu. Pióra dzierżone w dłoniach historyków, pisarzy, polityków, publicystów, komentatorów, pasjonatów polskich dziejów, kreśliły na łamach licznych uczonych rozpraw i artykułów, obszernych studiów, szkiców i przyczynków, popularnych książek, literatury pięknej, w końcu – panegiryków i paszkwili, niezliczone wersje wydarzeń, które finalnie doprowadzić miały do narodzin II Rzeczypospolitej. Wszyscy ci autorzy, często z wielką pasją, nierzadko ujawniając swe prywatne sympatie i antypatie, snuli swe narracje, w których jakże często bohater stawał się zdrajcą, zdrajca zaś – bohaterem. Kreuje się więc, bo przecież wciąż się to dzieje, tak „czarne”, jak i „złote” legendy, które swym cieniem bądź blaskiem okrywają postacie, z którymi w kontekście powstania polskiego państwa spotykamy się już od najmłodszych lat. Z czasem więc, im dalej w las rodzimego dziejopisarstwa, coraz trudniej o wyważony sąd. Ba! – coraz trudniej o zgodę w kwestii podstawowej faktografii.
W sposób szczególny problem ten uwidacznia się, jeśli idzie o wspomnianą już osobę Józefa Piłsudskiego. Bez wątpienia postać ta – tu chyba wszyscy mogą się zgodzić – przemierza zazwyczaj karty polskiej historiografii albo niesiona w lektyce, albo przygarbiona od nadmiaru zgromadzonego bagażu. Zjawisko to poszło tak daleko, iż niektórzy pozwalają sobie nawet na uwagę, iż polska historia, w szczególności pierwszej połowy XX wieku, jest „upiłsudczona”. Niemniej, mówiąc o wydarzeniach, jakie rozegrały się późną jesienią 1918 roku na ziemiach polskich, nikt o zdrowych zmysłach o Piłsudskim nie zmilczy. Choćby z tego powodu, iż człowiek, który kilka lat przed wybuchem wielkiej wojny z przekonaniem rzucił do Stefana Żeromskiego, iż jeśli uda mu się ułożyć właśnie stawianego pasjansa, w przyszłości stanie się dyktatorem wolnej Polski, w listopadzie 1918 roku faktycznie tym dyktatorem został.
W tym miejscu można by zmienić kolor czcionki na złoty i uderzyć w podniosłe tony, snując gawędę o tym, jak to zubożały szlachetka spod Wilna wskrzesił polskie państwo i stanął na jego czele. Amerykański sen, przepowiedziany przecież jakoby Piłsudskiemu na syberyjskim zesłaniu – jak głosi jedna z legend – przez Cygankę, która okrzyknąć go miała „przyszłym Carem”. Tymczasem, szanując tak inteligencję czytelników, jak i pamięć o Pierwszym Marszałku Polski, powiedzieć wypada, że historia Brygadiera broni się sama. Parafrazując słowa znanego historyka, śmiało można stwierdzić, iż naturalną konsekwencją I wojny światowej oraz działań przedsięwziętych podczas niej przez Piłsudskiego było objęcie przezeń władzy w Polsce w listopadzie 1918 roku. Słowo „oraz”, dodam, jest w zdaniu poprzednim kluczowe. By stać się bowiem Naczelnikiem Państwa, Piłsudski musiał wcześniej wykorzystać wszystkie możliwości, które otworzyła przed nim wielka wojna. Obrazowo rzecz ujmując, Komendant musiał tańczyć, jak mu zagrają. Do czasu. Tancerzem bowiem był przednim, więc i grajkowie pospali się ze zmęczenia, a on tańczyć mógł dalej. Nieraz jednak był to swoisty taniec na linie. A i niejeden piruet Piłsudski raczył był wykonać.