U progu niepodległości Polski

W społeczeństwie polskim u progu niepodległości
Ostatnie tygodnie wojny na ziemiach polskich stały pod znakiem prób i wysiłków, podejmowanych przez siły polityczne różnych kierunków, zmierzających do przejęcia władzy w Polsce, która — w to nikt nie wątpił — już niedługo stać się miała rzeczywiście niepodległa i zjednoczona ze wszystkich trzech zaborów, nie wyłączając pruskiego. Z całą niezbędną jasnością zakomunikował to rządowi i parlamentowi Rzeszy niemieckiej w Berlinie poseł Wojciech Korfanty w swym wystąpieniu w Reichstagu 25 października 1918 r. Polacy domagają się — mówił — „zjednoczonej z wszystkich trzech zaborów Polski z bezpiecznym przystępem do morza, tzn. z wybrzeżem polskim, zamieszkałym przez bezspornie polską ludność”. „Żądamy — mówił dalej — polskich powiatów Górnego i Średniego Śląska, Poznańskiego, Prus Zachodnich i polskich powiatów Prus Wschodnich”.
Tymczasem jednak w Warszawie i Królestwie najbardziej palący był — w oczach działaczy i przywódców politycznych — problem zarysowującej się po odejściu okupantów „próżni politycznej”, problem władzy „leżącej na ulicy”.
Naród polski domagał się pełnej niepodległości — przede wszystkim wypędzenia okupantów — ale oczekiwał także większej sprawiedliwości społecznej, a więc daleko idących przemian społecznych. W jednym z raportów rządu Rady Regencyjnej z początków października 1918 r. charakteryzowano nastroje w społeczeństwie jako „przede wszystkim nienawiści do Niemców”, a wśród chłopstwa ponadto „największej pożądliwości na grunta skarbowe, donacyjne i folwarczne”. Zaspokojenie tej „pożądliwości” miałaby przynieść „rewolucja”, rozumiana zresztą najczęściej w sposób bardzo mglisty i oznaczająca — jak zauważał wspomniany raport — „wszystko: wyzbycie się znienawidzonych rządów okupacyjnych i zabezpieczenie wolnego rozwoju sprawy polskiej w myśl aspiracji maksymalnych i utrwalenie demokratycznych podwalin ustroju państwowego i natychmiastowe ustanie rekwizycji, wprowadzenie wolnego obrotu artykułami żywności, usunięcie spekulacji, zaopatrzenie miast w przedmioty koniecznej potrzeby i podniesienie zarobków i obdzielenie ziemią małorolnych i bezrolnych — cokolwiek jeszcze zamarzyć zdoła wyrobnik lub włościanin, nie wyrosły z nieszczęsnej atmosfery czasów pańszczyźnianych”. Niezależnie od tego, czy i jak rozumiały masy ludowe słowo „rewolucja” — faktem jest, że ze stanem dotychczasowym pogodzić się nie chciały.
W ostatnich tygodniach wojny, gdy władza okupantów praktycznie przestawała już funkcjonować, jedyny względnie zorganizowany aparat władzy znajdował się w rękach Rady Regencyjnej i jej rządu, któremu podlegała m. in. niewielka (ok. 5 tys. ludzi) Polska Siła Zbrojna. Jednakże marionetkowy charakter Rady Regencyjnej i jej społecznie konserwatywne oblicze pozbawiały ją szans na skuteczne działanie, zwłaszcza w czasach tak trudnych i przełomowych, jak jesienne miesiące 1918 r. Niemniej rząd Rady Regencyjnej nie rezygnował i wtedy z prób utrzymania pewnej kontroli nad biegiem wydarzeń i wypełnienia w jakiś sposób powstającej próżni politycznej. Służyły temu celowi wysiłki, zmierzające do oparcia rządu na szerszej podstawie społeczno-politycznej w postaci pozyskania doń ludzi i partii, nie skompromitowanych jawną współpracą z okupantami.
W tym właśnie celu Rada Regencyjna wydała 7 października manifest do narodu polskiego, ogłaszający, iż przyjmuje ona zasady pokojowe 14 punktów Wilsona, w szczególności punkt 13 dotyczący odbudowy niepodległej Polski, a także, że zamierza stworzyć nowy rząd „złożony z przedstawicieli najszerszych warstw narodu i kierunków politycznych”. Apel Rady Regencyjnej przyniósł tylko połowiczny efekt w postaci gotowości opanowanego przez endecję Międzypartyjnego Koła Politycznego do „wzięcia na siebie ciężaru rządów w chwili przełomowej”. Tak powstał 23 października nowy rząd pod kierownictwem przewodniczącego MKP Józefa Świeżyńskiego. Ale i ten rząd nie mógł liczyć na szersze poparcie społeczeństwa. Nie pomógł Świeżyńskiemu także swoisty zamach stanu z 3 listopada wymierzony przeciwko Radzie Regencyjnej. W kolejnym manifeście (wydanym bez porozumienia z Radą) rząd zapowiadał tworzenie „podwalin pod gmach zjednoczonej, wolnej Polski Ludowej”, przy poparciu stronnictw, reprezentujących interesy „ludu pracującego”.